Kreplachy uratowały restauracje. Pokonały pandemię.
Gdyby nie kreplachy, 18 osób straciłoby pracę w restauracji przez pandemię i wprowadzone obostrzenia. Kłopoty mieliby też dostawcy warzyw, mięsa, owoców czy mąki z okolicznych gospodarstw. Tragedia dla wielu rodzin z Bobowej i całego powiatu nowosądeckiego. Jednak udało się. Jak?
Dla szeroko pojętej gastronomii rok 2019 był bardzo dobrym czasem. Zmieniające się nawyki klientów powodowały coraz większe obłożenie rezerwacji stolików w restauracjach. Powstawały coraz to nowe lokale, domy weselne, hotele. Branża wydawała się pewna i przyszłościowa. Rok 2020 miał być jeszcze lepszy. Jednak plany branży pokrzyżowała pandemia, która zamknęła branżę dwa razy, najpierw w marcu, na ponad 2 miesiące, potem w październiku. Już pierwszy lockdown powodował ogromną niepewność klientów co do przyszłości. Drugi tylko ją przypieczętował. Średni spadek obrotów w branży to 80%. Właściciele lokali walczą jak mogą o utrzymanie swoich biznesów. Jedni próbują prowadzić działalność w szarej strefie. Inni otwierają oficjalnie swoje lokale i walczą w sądach z instytucjami nakładającymi na nich kary. Są też jednak tacy, którzy próbują dostosować się do nowej rzeczywistości.
Tylko 30% zaplanowanych imprez
Restauracja i Hotel Ostoja funkcjonuje w branży gastronomicznej od 2006 roku. Firma działa na kilku płaszczyznach. Głównymi filarami działalności są organizacja imprez okolicznościowych, restauracja i hotel.
– Jesteśmy rodzinną firmą. Prowadzę ją wraz z mamą, Jadwigą –. Zadowolenie naszych par młodych czy klientów restauracji jeszcze do niedawna dawało nam niesamowitą energię do pracy. Na 2020 rok mieliśmy kalendarz wypełniony po brzegi. Niestety, udało nam się zorganizować jedynie 30% zaplanowanych imprez. Mogliśmy w miarę swobodnie pracować tylko w miesiącach lipiec – wrzesień – mówi Marcin Szczepanek, właściciel Ostoi.
Pozostałe miesiące to czas martwego sezonu (styczeń – marzec), albo czas zamknięcia z powodu pandemii. – W okresie pandemii obroty firmy spadły o 90%. Dostaliśmy pomoc od państwa w ramach tarczy oraz dofinansowanie do miejsc pracy za 3 miesiące i zwolnienia z części składek ZUS przez 3 miesiące, ale to była kropla w morzu potrzeb. Aktualnie jedyne co możemy, to wydawać potrawy „na wynos”. Nawet nasz hotel praktycznie nie działa, gdyż mogą się w nim zatrzymywać jedynie osoby podróżujące służbowo – mówi Marcin Szczepanek.
Nowosądeckie receptury i lokali dostawcy
Jak opowiada Marcin Szczepanek, pierogi najpierw podawane były na organizowanych w lokalu przyjęciach, a także w restauracji. To właśnie od gości wyszła sugestia, aby pierogi podawać nie tylko na przyjęciach, ale również sprzedawać je w sklepach. Pandemia tylko przyspieszyła podjęcie tej decyzji. Ruszyli z produkcją, a ich pierogi pojawiły się w lokalnych sklepach w Bobowej, w Stróżach… Z czasem można je było dostać w coraz większej ilości punktów i coraz dalej. Aktualnie można zakupić je głównie w Delikatesach Centrum na terenie Sądecczyzny, okolicach Krakowa, Tarnowa.
– Od początku postawiliśmy na oryginalne, nowosądeckie receptury i lokalnych dostawców – mąkę kupujemy z młyna w Rzepienniku Strzyżewskim, śliwki z okolic Łącka a ser z sądeckiej mleczarni – wyjaśnia Marcin Szczepanek.
Omasta w każdym opakowaniu
Prawdziwym hitem sprzedażowym okazała się jednak żydowska odmiana pierogów, zwanych kreplachami.
– Przed wojną znaczną część ludności Bobowej stanowili Żydzi – wyjaśnia Marcin Szczepanek. „Dlatego przygotowaliśmy pierogi na bazie tradycyjnej żydowskiej receptury. Mają oryginalny, trójkątny kształt a zawarta w farszu wołowina balansuje „żelazowy” smak wątróbki. Dla słodkości do farszu dodana jest żurawina i pieczone jabłko z cynamonem, czyli bardzo popularne dodatki do mięs wśród wschodnio-europejskich Żydów” – mówi Marcin Szczepanek.
W dołączanej do każdego opakowania kreplachów omaście znaleźć można ciekawe smakowo składniki – np. suszony pumpernikiel. Omasty dołączane do innych rodzajów pierogów zawierają takie składniki, jak lokalna, suszona szałwia, płatki suszonego czosnku, orzechy włoskie, masło czy cukier trzcinowy.
Najważniejsi pracownicy
Ostoja nie jest jedyną firmą gastronomiczną, która rozpoczyna sprzedaż gotowych produktów spożywczych również w sklepach i marketach. Sieć restauracji Sfinks poinformowała niedawno o podpisaniu z Grupą Eurocash (operatorem popularnych w naszym regionie Delikatesów Centrum) umowy, na podstawie której potrawy pod marką Sfinks pojawią się na półkach marketów tej sieci. Co ciekawe, potrawy nie będą przygotowywane w restauracjach, lecz w zakładach produkcyjnych podwykonawców Sfinks według ściśle określonych norm i receptur.
– „Sprzedaż mrożonych pierogów pozwoliła nie tylko przetrwać ciężki czas, ale także utrzymać zatrudnienie wszystkich pracowników. Jesteśmy z tego powodu niezwykle szczęśliwi. Większość z nich pracuje u nas od lat więc perspektywa zamknięcia biznesu i rozstania się z nimi byłaby dla nas nie do zniesienia” – mówi Jadwiga Szczepanek.
Ten kto przetrwa, będzie silniejszy
Walczący o przetrwanie przedsiębiorcy na wpół legalnie otwierają hotele, restauracje, bary i puby zdając sobie sprawę, że rynek długo jeszcze będzie się odradzał po traumie lockdownu. Niemniej, dla takich firm jak Sfinks czy Ostoja, powrót do normalności będzie szybszy i mniej bolesny. A kiedy wszystko wróci do normy, otworzą się dla nich zupełnie nowe perspektywy.